piątek, 29 marca 2013

" In India my friend...everything is possible... "





    Z Ooty wyruszyliśmy do  Mettupalayam...starą,wąskotorową kolejką górską , rozpędzającą się maksymalnie do 30 km/h . Dystans 46 km pokonaliśmy w 4 godziny :) Plan nasz był taki by dostać się tej nocy do Kochi ...niestety nie było to takie proste:)  co nie znaczy niemożliwe:).  W Indiach ( jak już zdążyliśmy się przekonać ) " everything is possible "... wydaje się Europejczykowi, że wykorzystał już wszystkie możliwe sposoby...a okazuje się, że nagle przychodzi Hindus i podsuwa mu 10 innych.
Nie zdarzyło nam się w Indiach "utknąć" ani razu...zawsze było masę sposobów, by zjeść, przespać się, dojechać na miejsce, czy zapłacić ...nawet gdy się nie posiadało w danej chwili gotówki ;) Z Metupalayam autobusem dojechaliśmy do Coimbatore.... ok 100 km w 4 godziny :)  W Coimbatore ... haa Ameryka...McDonaldy, sklepy, galerie handlowe, wieżowce... bilbordy podświetlone...myślę sobie...o ..ciekawe o której pociąg...jeśli późno... to idziemy na zimne piwo ... Biegaliśmy z plecakami tak jakby nam przyrosły do pleców, sprawnie pokonaliśmy miejskim kilka ulic ( nie taksówką za 100 rupi, nie rikszą za 60, ale miejskim za 7 ), by w końcu dostać się na dworzec kolejowy... gdzie dowiedzieliśmy się, że pociąg nasz odjeżdża za półtorej godziny....
   Już wcześniej zauważyłam, że nikt w knajpach nie pije piwa do posiłku.... i myślałam...wszystko jak należy, nie ma pijaństwa :) ale potem zaczęłam się zastanawiać.... czy to, że nie widać...naprawdę znaczy, że nie ma? .... Ponieważ jeszcze  w Coimbatore nie mogłam trafić do "baru" , zapytałam tubylców...usłyszałam :

  - Oooo come here my friend... yes yes... 

   Uśmiechnięty Hindus złapał mnie za ramię zaprowadził ciemnymi uliczkami, wąskimi schodkami do najgorszego baru jaki przyszło mi życiu oglądać... serio ... na samo wspomnienie tego miejsca mam dreszcze...
   Jak się później okazało picie alkoholu w niektórych stanach Indii  jest zakazane, w całych Indiach natomiast jest to temat " tabu ".
Wszystkie sklepy monopolowe i "bary"  są pochowane w najciemniejszych zaułkach, a jeśli znajdzie się lokal,w którym podają piwo (zwykle jest to lokal w mieście, do którego przyjeżdżają turyści z całego świata), to klienci dostają piwo owinięte w gazetę i są proszeni o trzymanie go pod stołem. Nakładane są też olbrzymie podatki na sprzedaż alkoholu w miejscach publicznych ( jeśli komuś uda się legalnie handlować ).
Wracając do meritum, piwa się nie napiłam, uciekłam z miejskiej " pijali" kupiliśmy sobie owoce na drogę i pozwiedzaliśmy okolicę.....
Pociąg podjechał o dziwo punktualnie ;) jednak my ogromnie zmęczeni całym dniem jazdy nie wysiedliśmy w Kochi,  postój  tam trwał kilka sekund dosłownie, a my ogarnięci snem nie zdążyliśmy się zorientować, że to już...  Tym sposobem kolejnym punktem na naszej mapie stała się Varkala ... przepiękna, spokojna... z cudnym wybrzeżem .... jak z obrazka ...

3 komentarze:

  1. Fenomenalne zdjęcia, jestem pod wrażeniem! *_*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku , ale ślicznie tu u cb ; ) A te zdjęcia O . o Brak mi słów takie profesjonalne i rewelacyjne ; ) Zapraszam również do mnie : http://vizualny-swiat.blogspot.com/ Obserwuję i Pozdrawiam ; *

    OdpowiedzUsuń